piątek, 30 lipca 2010

42.

Kiedy w marcu 2009 znalazłam się w AKH i spędziłam tam tylko te kilka godzin podczas konsultacji ( to nic naprzeciw tego, ile czasu dopiero tam spędzę!) wystarczyło, abym całe moje życie obejrzała jak w kalejdoskopie. W Wiedniu, w jednym z najlepszych na świecie ośrodków torakochirurgii dostałam nadzieję i wtedy zaczęła się droga do tego bym zaczęła wierzyć że moje życie może być takie o jakim od zawsze marzyłam i jakiego zazdrościłam zdrowym. Już chyba z każdym dniem od tamtej pory, stawało się dla mnie jasne że marzenia są po to by trzymały nas przy życiu w momentach najtrudniejszych, że bez nich nie da się przetrwać najgorszego bo one trzymają nas na ziemi. Gośka tak często powtarza mi, że jesteśmy wybrane że chyba zaczynam w to wierzyć, bo cóż daje większą siłę niż wiara właśnie?

wtorek, 27 lipca 2010

poniedziałek, 26 lipca 2010

40.

Dzisiaj byłam w Wiedniu myślami bardziej niż kiedy kolwiek dotąd. Kiedy sama o tym myślę, kiedy myślę z mamą czy gadam o tym w kółko rozmawiając z innymi to jedno, ale przeżywanie tego z Gosią to zupełnie inna sprawa. Gosia jest w powrotnej drodze do domu a ja naładowana taką dawką emocji, że aż w głowie huczy! Prawdą jest, że cokolwiek tutaj nie napiszę na gorąco, będzie bez sensu ( Gosia to Twoje bez sensu!:). Pewnie za kilka dni wpiszę ten dzień w te pt. najbardziej nieprawdopodobne, by mogły się wydarzyć i przysięgam, że gdyby nie te kilka zdjęć ( nie pokażę ich haha!) pomyślałabym, że to było snem. Kiedy człowiek już się przyzwyczai, że nic nie może go zaskoczyć bo każdy kolejny dzień jest odbiciem poprzedniego, kiedy tak mocno zakradnie się rutyna i schemat w codzienność aż do szpiku kości, kiedy przywykniemy do tego że tak już musi być, to w chwili gdy ktoś lub coś to zburzy, to właśnie wtedy dociera do mnie, że Rena przecież niczego w życiu nie możesz być do końca w stu procentach pewna! i to jest właśnie fantastyczne w życiu, że przynosi niespodzianki tak miłe, kiedy najmniej albo wcale, się ich spodziewamy. Życie to płynąca rzeka, to banał rzeczywiście a ludzie mogą tak wiele, jeśli tylko czegoś bardzo pragną. Mogą płynąć nurtem tej rzeki a nie tylko pod prąd. Ciągle coś musi się zmieniać. Coś musisz stracić żeby w to miejsce coś innego zyskać i chociaż nie zawsze możemy to pojmować do końca, dlaczego tak się dzieje bo tak wiele przecież, nie jesteśmy w stanie ogarnąć z tego świata, to wreszcie rozumiemy, że wszystko ma swój cel, swój czas i swoje miejsce. I że są też ludzie , którzy na zawsze mają specjalną miejscówkę w naszym sercu, choćby nie wiem co i nie wiem ile się wydarzyło i że nigdy nie wiesz kiedy wpadną do ciebie z szampanem pijąc po prostu za wszystko, co nazywamy życiem. Jestem mega zmęczona.

sobota, 24 lipca 2010

środa, 21 lipca 2010

38. URODZINY!!:)



Jeden dzień po urodzinach chyba nie czyni nas jakoś wyjątkowo starszymi?;)przynajmniej ja nie czuję dosadnej różnicy:) Dobiłam dychy haha!! to znaczy skończyłam 28 lat wczoraj ale 2+8=10 więc dycha(tak sobie to wymyśliłam numerologicznie!) bo za rok - my God!znowu będzie o rok więcej:-D Mam nadzieje, że do trzydziestki moje życie się wyprostuje, daje sobie NA WSZYSTKO ( za dużo by pisać co znaczy to wszystko!) dwa lata, więc musi się udać! ( wliczam w ten czas przeszczep i wszystko to co po nim)
Ostatnie urodziny i każdy kolejny dzień po nich, z moimi starociami (płucami!). Dziwne uczucie przeżywać cokolwiek, przeliczając to na ostatni raz a robię tak od kiedy tylko znalazłam się na liście do przeszczepu. Ostatni Sylwester, ostatnie lato, ostatnie moje urodziny, ostatni pobyt w Rabce (aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!) jak gdybym wiedziała, że mam umrzeć a ja przecież pogrzebię tylko stare płuca, które dają mi mocno w dupę:-D!

poniedziałek, 19 lipca 2010

37.

Drugie popołudnie przesypiam a śni mi się groch z kapustą. Ochłodziło się, można odetchnąć ale mi wcale nie jest lżej oddychać. Dużo wilgoci z powodu deszczu albo od morza idealnie mi pasuje z upalnym, gorącym powietrzem to wtedy jest extra ale jak zaczynają padać deszcze u nas i atmosfera się znacznie wychładza a ja spędzam cały dzień w domu, do tego śpiąc wcale nie czuje się lepiej. Wszyscy oddychają z ulgą a ja raczej nie. Jak zwykle ja na opak. Durny odmieniec;). Cholera czy to jesień się zbliża? na szczęście jeszcze nie, za dwa dni wróci lato.

niedziela, 18 lipca 2010

36.

Czekanie wcale nie jest takie "zabawne". Na cokolwiek byś człowieku nie czekał, czas będzie się dłużył okrutnie a jeśli czeka się na coś, co ma zmienić twoje życie, obrócić je o 180 stopni to po pierwsze nie możesz się tego doczekać i czas staje się twoim przeciwnikiem momentami nie do pokonania, po drugie tysiące razy masz ochotę stanąć i nie iść dalej. Gdy zbyt długo zastanawiamy się nad podjęciem jakiejś decyzji to w końcu rezygnujemy z jej podjęcia a ja przecież nie mam takiej opcji bo tutaj trzeba wytrwać. Są takie chwile, kiedy chciałbyś żeby wszystko nabrało podwójnego tępa i wreszcie zaczęło się dziać co ma się dziać albo wręcz przeciwnie, chciałoby się zdublować każdą przemijającą chwilę, godzinę, dzień, miesiąc... trudne się staje to czekanie, kiedy życie tu i teraz przemieniasz i całkowicie oddajesz się czekaniu bo jakby ma się świadomość szastania chwilą. Cokolwiek nie robię, choćby najbanalniejszego... gdy mam siłę na cokolwiek staram się to doceniać i nie wybiegać w przyszłość myśląc sobie Rena opanuj się, zanim będzie ten przeszczep ty żyjesz dzisiaj więc wykorzystuj ten czas najlepiej jak się da w takiej sytuacji w jakiej jesteś. Za często chyba gadam sama ze sobą ale to pomaga. Wiecie co? to jest trudne bo serce, dusza i ciało wyrywa się naprzód, ma tyle marzeń, pragnień niespełnionych, ma dosyć tego siedzenia w miejscu i czekania. Łzy same napływają... płacz głupia płacz!!!! To tłumaczenie jak dziecku żeby było grzeczne, kiedy jego tak rozpiera wewnętrzna energia.
Moje czekanie ciągnie się niemiłosiernie dostarczając mi niemałych historii pt. od paniczna karuzela strachu do ogarniającej radości z jedynej szansy na tak wiele jeszcze w moim życiu co może się wydarzyć, to nadzieja która nie umiera daje mi siłę. To wszystko trzeba tak pomału trawić w środku, dojrzewać i godzić się na to co przynosi każdy dzień. W tym kołowrotku trzeba się pilnować żeby wiatr za mocno nie wiał prosto w oczy, trzeba się połapać w tym, że nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej i nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. No cóż, moje życie to nie dolce vita.

środa, 14 lipca 2010

35.

Kiedy przez całe swoje życie wykonujesz tą samą czynność, może się ona uprzykszyć. Nie, to wcale nie jak na przykład codzienne mycie zębów, chociaż inhalacje w moim przypadku powinnam podciągnąć pod takie czynności, oczywiste bez których nie da się żyć... ba! bo nie da i teraz doskonale o tym wiem. Rano i wieczór odpokutuję swoje przy inhalatorze. Oby wytrwale i systematycznie. Bez fuszerki! dokładnie. Nawet jeśli kiedyś olewałam i odpuszczałam sobie systematyczność w tym zakresie to wcale nie żałuję. Tyle mojego wtedy a dzisiaj? byleby do przeszczepu! no właśnie przecież 10 lipca przeszły 4 miesiące jak czekam a ja to przeskoczyłam, zupełnie o tym nie myśląc i git majonez;)

34.

Dzień dobry o poranku, dzień dobry inhalatorze i komórko, dzień dobry wszystkim;) tak się zastanowić, to prosta do szaleństwa. Oszaleć można i zidiocieć równocześnie. Słowo daję, jak pomyślę o życiu to ogarnia mnie przerażenie bo co ja tak naprawdę o nim wiem poza tym, że mam muko;)???? człowiek musi się rozwijać, poznawać świat ( a podróże kształcą najbardziej, ładnie się ubrać i wyjść do ludzi i na przeciw ludziom bo jeśli siedzi tylko w domu 24/h to nie ma siły- tępieje, dziczeje, starzeje się głupi i samotny i nie pomoże żadna książka:)tak właśnie, oczytała się i plecie, zmyśla bo tylko to wie co przeczyta:) a propo starzenia to za kilka dni będę miała już tak blisko trzydziestki, że rozpacz a może Hm.... nie? popatrzę na to z innej strony bo w końcu mam muko czy nie mam i mam prawie 30 lat!? hahaha. I czego ja się dorobiłam? wszystko jeszcze w rozsypce, jak klocki lego nieposkładane z brakującymi elementami... praca, pieniądze, mąż, dzieci...i zdrowie. To już wiadomo czego mi życzyć;)w kolejności przypadkowej. Chyba najtrudniej ubrać się w uśmiech...)

wtorek, 13 lipca 2010

niedziela, 11 lipca 2010

32.

żeby nie było to moje nogi... ach te nogi;)






31.

Samochód kupiłem. Ale coś jeździć nie chce...
- Ile dałeś?
-1800 złotych.
-Za 1800 zeta, to ja lodówkę kupiłem. Też nie chce jeździć...

Więcej... http://www.kretyn.com

30.

Lato w pełni. Naprzemiennie słońce, duszno, upalnie ale zachwalam;). Po tylu miesiącach spędzonych w czterech ścianach, to rozkosz przebywać poza domem bez względu na wszystko co nie nazwałby nikt komfortem:) Z książką fajnie jest w łóżku ale jeszcze fajniej na huśtawce! Non stop sobie powtarzam, nie marudź, nie marudź, nie narzekaj! trzymaj fason! w zeszłe lato tak schorowana na maxa, nie pomyślałabym że to lato będzie dla mnie łaskawsze i chociaż to zewnętrzne pozory, jednak wcale nie jestem zdrowsza, jak gdyby ktoś mógł ocenić po wyglądzie i moich opalonych nogach:)Z resztą tak wiele się wydarzyło od tamtego roku aż do miejsca dzisiaj, że czasami w pewne obroty sytuacji trudno wierzyć. Może jestem silniejsza? chyba właśnie tak bym siebie widziała bo na pewno nie zdrowsza a już na pewno moje FEV1 na to nie wskazuje jeśli się tego uczepić.

piątek, 9 lipca 2010

29.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

czwartek, 8 lipca 2010

28.

Stworzona do leniuchowania? księżniczka się znalazła! już sama nie pamiętam, gdzie kończy się u mnie natura leniwca a zaczyna choroba ze swoimi ograniczeniami. Ta granica stała się niejawna już dawno. Przerobiona zostałam, trudno się połapać;) No dobra nie marudzę! :) ale spytać się wolno przecież... tylko ileż tak można???? jak długo można przesiedzieć po całych dniach nie robiąc nic i nie zwariować? a no można jak widać dosyć długo,póki dupa niezaboli;) Jeśli trzeba bo jak mus to mus i nie przeskoczysz tego....





środa, 7 lipca 2010

27.




Śniła mi się wczoraj w nocy Rabka...stary pawilon VI, mnóstwo osób, których już nie ma, Doktor. Widziałam ich wszystkich we śnie i siebie na jednym z łóżek. Dziwne uczucie. Obudziłam się z bólem gardła, jakby ten kaszel, który mnie męczył nie był tylko częścią snu. Skąd to się wszystko bierze? żebym jeszcze chociaż myślała o tamtym miejscu? podświadomość jest bardzo sprytna.
Wygrzebałam jakieś zdjęcia. Mam takich bardzo mało. Nie lubię siebie w takiej "oprawie" a jednak, to większa część mojego życia niestety...

wtorek, 6 lipca 2010

26.





śniadanie, obiad, kolacja? podwieczorek;)

poniedziałek, 5 lipca 2010

25.

Dostałam maila z AKH oczywiście po ang. Zanim zczaiłam o co kaman byłam bliska zawału, chyba;)siedziałam przy komputerze i sprawdziłam pocztę, co z resztą robię kilka razy w ciągu dnia czasami ale takiej wiadomości się nie spodziewałam.
Moja deklaracja o tym, że jestem ubezpieczona i w ramach tego ubezpieczenia zdrowotnego zostaną pokryte koszty mojej operacji, dobiegła mety- ważność skończyła się z dniem ostatniego czerwca i o tym zostałam poinformowana przez p. Koordynator. To nie problem bo NFZ przedłużył mi ten dokument o następny rok i jutro zostanie przefaksowany do Wiednia, jednak zanim pokapowałam w czym rzecz zdążyłam złapać konkretnego pietra. Jezuuu co się stało, że piszą do mnie z Wiednia? już wiem co się stało i mogę spać spokojnie.Czyli o mnie myślą a napewno jeśli chodzi o kwestię finansową. Tego mogę być pewna w stu procentach. Jeśli nie otrzymaliby tego dokumentu byłabym skreślona z listy oczekujących. Taki stresik na dobranoc zupełnie niespodziewany. Strach się bać co będzie się działo ze mną gdy zadzwoni telefon?! cokolwiek bym sobie nie obmyśliła i na cokolwiek się nie przygotowała, to napewno rozminie się to z rzeczywistością. O ile idziesz? zakład? ;)

niedziela, 4 lipca 2010

24.

"Przyjaźń po wygaśnięciu miłości to jak dym po pożarze." M.Samozwaniec.

Może i słuszne porównanie... Hm... nie wiem.

piątek, 2 lipca 2010

23.

"Z listu do kogoś, kto przeżył poważną operację...
Poszukaj w sobie innej twardości. Tak jak psy, które załatwiają się zawsze w tym samym miejscu, tak i my wracamy ciągle do tych samych własnych mocnych (i słabych) stron, ilekroć stajemy wobec nowych problemów i usiłujemy je przezwyciężyć. Ale ty nie jesteś już osobą sprzed choroby, sprzed operacji. Jesteś teraz kimś innym, masz inne siły i słabości, które wzięły się z tego strasznego nieszczęścia. Czy o tym wiesz, czy nie abyś mógł dalej żyć twoje nowe ja wymaga nowego, odmiennego spojrzenia. Jeśli z jakiegoś powodu człowiek nie może zejść po schodach, to zamiast marnować energię na strach związany z tym nowym dla niego ograniczeniem, powinien raczej spożytkować tą energię na poszukanie windy. Zręby twojej osobowości nadal istnieją i będą istnieć ale niektóre jej fragmenty przemieściły się w istotny sposób, który musisz odkryć i wykorzystać. Stare i sprawdzone metody, które pozwoliły ci przejść przez życie, nie mają już zastosowania. Spróbuj się od nich uwolnić a przynajmniej nie przykładaj do nich takiej wagi. Myślę, że gdy to uznasz i zaakceptujesz, wejdziesz na drogę ku nowym siłom"
J.Carroll "Oko dnia"

Jak będzie wyglądała moja droga ku nowym siłom? Bardzo często zastanawiam się nad tym, jaka stanę się po przeszczepie płuc, jak bardzo to zmieni nie tylko moje życie ale i mnie? jak sobie z tym wszystkim poradzę....?????
Książkę pakuję do walizki:)

czwartek, 1 lipca 2010

22.



21.

Jakiś czas do tyłu, czytałam blog o nazwie przywołującej same miłe odczucia- Uwielbienie. Tytuł iście fantastyczny! Wtedy jeszcze tych blogów w sieci nie było aż za i ten, śledziłam z zaciekawieniem urastającym niemalże, do czytania wciągającej powieści akcji. Był po prostu wart czytelnika. Facet, który go pisał zniknął za jakiś niedługi czas i po Uwielbieniu pozostał tylko wątły ślad w mojej pamięci, dobrej chociaż podobno krótkiej:) Jego wpisy czy posty, jak to się teraz nazywa poświęcone były w całości od a do zet Uwielbieniu- kobiecie, co można było się w mig zorientować, że chodziło o kobietę którą na dodatek, musiał szaleńczo kochać. Na to by wskazywał każdy jeden opis zdarzeń w roli głównej, rzecz jasna z Uwielbieniem. Kończył się ripostą tak błyskotliwą, że wywoływał we mnie, nieunikniony uśmiech:)każdy wpis był finezją dobrego stylu i ciekawej fabuły. Nie wiem kto bardziej mnie intrygował, autor blogu czy jego bohaterka. Zapadł mi bądź co bądź w pamięć i co ciekawe, do dzisiaj zdarza mi się pomyśleć o Uwielbieniu nie raz. Pamiętam, że nęciła mnie przeogromna pokusa żeby poznać autora naprawdę, pozostawił po sobie jednak tylko to wspomnienie.Żeby chociaż mógł być tego świadom;) Kim był ten człowiek i czy jest nadal? czy te historie zdarzyły się faktycznie? czy były tylko fantazją piszącego? tego się nigdy nie dowiem.

Pisanie blogów to chyba jakiś trend, zjawisko modowe, które prędzej czy później się znudzi i przejdzie do lamusa? któregoś dnia otworzę przeglądarkę i nie znajdę w sieci ani jednego bloga? czy raczej to niemożliwe bo blog jest takim tworem, który nigdy się nie przeje i zawsze znajdą się chętni do obnażania się w sieci bez wględu na to co piszą, jak piszą i o czym piszą? bo przecież pisać można w zasadzie o wszystkim i byle co nawet jeśli nie trzyma się to kupy.
Ile jest prawdziwości w blogowaniu a ile sztuczności? kreowania czegoś, czego tak na prawdę nie ma? niestylistyczne, niegramatyczne i pełne błędów ortograficznych wpisy wypełniające strony wwww! Gdzie się zaczyna i kończy ta granica ekshibicjonizmu słownego? co wolno a co jest już przesadą w wyrażaniu swoich myśli, uczuć czy opowiadaniu zdarzeń?

Nie wszystko da się upiąć w słowa i puścić w eter internetu. A czytajcie sobie! co mi tam... co autor miał na myśli? wie chyba tylko sam autor i nie pomoże żadna wnikliwa analiza. Kto pozna co jest prawdą a co już nie? skoro czasami ja sama nie rozpoznaję się w tym zwariowanym chaosie. Bycie sobą to takie modne powiedzenie, wyświechtane i nadużyte w świecie pozerów i masek. Prawda lubi się gubić często.
Prześledziłam blog J.Carrolla. Fragmenty z bloga przetłumaczono i Rebis wydał go w formie książki "Oko dnia".Z resztą to wydawnictwo wydało wszystkie książki jakie ukazały się w PL. Przeczytałam bo interesująco facet pisze i sam też jest nietuzinkowy, tak sądzę :)
Spodobał mi się najbardziej jeden fragment, który zacytuję jak go odszukam w książce. Ma związek strikte z poważną operacją....

www.jonathancarroll.com