środa, 25 sierpnia 2010

54.

Niemalże każdego już wieczoru , ok. 20:30 nadsłuchuję mojej komórki:) o tej godzinie zadzwonili do Seby a do mnie dotarło, że faktycznie mogą zadzwonić! Wydaje się to dziwne bo przecież przespałam z tym niejedną już noc ( albo nie przespałam!) a jednak nie uwierzę, zanim tak się nie stanie! Wiedeń prześladuje mnie w myślach ale kiedy dzwoni telefon mamy a ja akurat nie jestem w pobliżu i nie mogę skontrolować sytuacji szybciej, skóra mi cierpnie na samą myśl, że to może Wiedeń?! Nie to nie Wiedeń tym razem. Znając życie zadzwoni właśnie wtedy, kiedy najmniej się będę spodziewała:)Wszystko jest dograne na dzisiaj. Karetka, która dowiezie mnie na lotnisko albo do AKH, spakowana walizka i siły psychiczne myślę, że też:)Wszelkie formalności dopełnione i mój stan zdrowia przyzwoity.To życie stało się czekaniem tak bardzo, że momentami już nie pamiętam tego co było wcześniej, nie pamiętam jaka byłam kiedyś a przecież kiedyś żyłam normalniej, wychodziłam z domu i miałam niekończącą się energię. Normalnie jakby jakaś amnezja. Dzisiaj wszystkie myśli sprowadzają się do jednego- przeszczep płuc i jak to będzie po... bo będzie przecież i to się najbardziej liczy!!!:)

niedziela, 22 sierpnia 2010

53.

Ej życie, co ty dla mnie masz? Hm... Ok nie wkurzam cię, nie pytam bo przecież już masz zaplanowane dla mnie, że wszystko będzie OK a ty i tak mi nie powiesz, nie wyprzedzisz wydarzeń, nie masz takiej mocy. Wiesz swoje i już a ja muszę być cierpliwa. To może mi chociaż podpowiesz, co zrobić ze strachem, który we mnie tkwi? Ten strach, on jest, ciągle jest a mogłoby go nie być dla mojego spokoju!. Szukam potwierdzenia, że poradzę sobie. Ty życie to wiesz ale ja jeszcze nie. Czy każdy ból można przezwyciężyć, przeżyć, przetrwać?. Dotrzeć do świadomości i wklepać słowa jak mantrę...dam radę, dam radę, dam radę. Ludzie nie potrafią machinalnie zadziałać na swoją podświadomość a przecież realne jest to w sobie wypracować.
W powietrzu czuje się jesień. Pory roku też uświadamiają przemijanie i kruchość naszego życia, ulotność jego chwil. Upływający czas widać nie tylko po dzieciach, które tak szybko rosną i we wrześniu idą do następnej klasy. Cóż, ale czyż nie takie jest właśnie całe życie?. Co ja robię każdego dnia, że tak mi one uciekają? Niech się zastanowię...;)

środa, 18 sierpnia 2010

52.

Niech się dzieje miliard rzeczy dzisiaj innych na świecie ale ten dzień jest Seby!:) Reszta jest zupełnie nie istotna! Wczoraj poleciał do Wiednia, płuca są dla niego! To wreszcie i nareszcie dobra wiadomość po falach tych złych. To jak loteria. Musisz mieć przy tym wszystkim sporo szczęścia żeby wygrać. Niemożliwe się uda, nawet gdy nie wierzysz w cuda! Życia ścieżki poplątane, uwierz w to co niesłychane! Uwierzyłam!!!! Reperują w Wiedniu Sebe a potem szuka mi męża. Taka nasza umowa;)

wtorek, 17 sierpnia 2010

51.

Ostatnie dni były dla mnie mętne.Taka bawarka, ani to herbata ani mleko;). Spałam a jak nie spałam, leżałam. Nie otworzyłam książki, nie siedziałam na dworze, byłam offline dosłownie i off w ogóle. Burzowa pogoda daje popalić. Te upały i duchota. Wszyscy narzekają, że duszno a pytam się, co ja mam powiedzieć? no co?narzekających jest już zbyt dużo, to jeszcze ja będę?;) Ludzie mylą pojęcia. Dla mnie uczucie duszności to jedno, dla innych drugie. Bawarka lepiej smakuje z jakimś dodatkiem np. wanilią ale co zrobić z mętnym życiem? jaki dodatek zastosować?;)Antybiotyk działa sobie po swojemu a ja po swojemu czuję poprawę więc będę żyła:) Uf... byle do przeszczepu!

czwartek, 12 sierpnia 2010

50.

Z dnia na dzień się popiętroliło ( a właściwie to sama nie wiem czy z dnia na dzień czy z tygodnia na tydzień ale to bez znaczenia już teraz!) i stwierdziłam że, co prawda bez dramatyzmu ale, żeby gorzej nie było biorę antybiotyk i to już. Są na szczęście jeszcze jakieś środki zaradcze. Marne bo marne, wiadomo szału to nie robi ale to zawsze jakaś interwencja w kryzysie i metoda na przetrwanie. Byle do przeszczepu! O ile jeszcze nie spada mi saturacja poniżej mojej cierpliwości, tak to ujmę, jest OK ale jak zaczyna lecieć na łeb na szyję, to nawet ja się zaczynam martwić a jak ja się zaczynam martwić, to trzeba już się modlić;) Wyjdę przed dom a jak pomyślę o przejściu za dom na huśtawkę, to tracę chęci i myślę sobie, jednak się prześpię:) "Cześć, jak się dzisiaj czujesz?" na takie pytanie kompletnie nie wiem co odpowiedzieć bo cokolwiek nie powiem, będzie półprawdą. Samo się ciśnie żeby wykrzyczeć jest do dupy:-D. Ustalam jednak jedną wersję, średnio dobrze, żeby gorzej się nie zrobiło. Po prostu lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Dziwnie się czuję, kiedy ktoś pyta się mnie, jak moje zdrowie a ja mówię, że OK ( jeśli jest naprawdę OK) ale zawsze do tego muszę dodać, tylko wiesz jak to jest, dzisiaj jest dobrze a jutro? taka choroba. To chyba zakorzeniony strach i życie na gorąco, że wszystko może się zdarzyć, dlatego ciesz się chwilą. Po pierwsze to nie śpieszy mi się do Rabki a po drugie, to mi się nie chce bo tak dobrze mi u siebie w domu. Jasne że nudno bo co ja mogę tak naprawdę robić, żeby to zmienić teraz? zbyt mało żeby nudno nie było;)

środa, 11 sierpnia 2010

49.

Asia przypomniała mi dzisiaj, że moje nastawienie do przeszczepu nie było wcale kiedyś, takie jak jest dzisiaj. Ma rację. Kiedy Iga czekała jako ta pierwsza, ja odpychałam od siebie myśli o swoim przeszczepie i mogłabym wtedy dołączyć do listy osób, tych sceptycznie ukierunkowanych.Pamiętam jak Pani Dorotka, mama Igi niestrudzenie podejmowała próby zarażania nas nowym odkryciem, jakim stał się przeszczep płuc w CF, jej błysk w oku gdy mówiła o tym jak przeszczep może ratować i odmieniać nasze życie. Słuchałam jej z zapartym tchem ale wydawało mi się wtedy, że wszystko co mówi to bajka bo przeszczep nie jest rozwiązaniem, które czyniłoby człowieka zdrowym ( bo nie czyni!) a komplikacje jakie mogą być efektem przeszczepu, spędzały mi sen z powiek i przerażenie sięgało zenitu. Dochodził do tego jeszcze problem kwestii finansowej- wtedy bez prywatnego sponsora bajka pozostałaby tylko bajką! Najbardziej bałam się właśnie tych komplikacji i cierpienia okołooperacyjnego przed i po. Myślę, że właśnie dla większości, strach jest stoperem i nie dopuszczają do siebie myśli, że kiedyś oni też będą podejmować decyzję bo tego przede wszystkim musi chcieć sam chory. Wydaje mi się to teraz być bardzo niedojrzałe i niedorzeczne bo jak można pozbawiać się szansy ratowania własnego życia, kiedy ta szansa jest i bać się tego co się nie wydarzyło i być może nie wydarzy?! Jeszcze wtedy mogłam tak myśleć i z przerażeniem analizować za i przeciw bo nie czułam się aż tak źle a moje wyniki jeszcze nie były wskazaniem do przeszczepu, ale w momencie kiedy życie jest poważnie zagrożone, kiedy najważniejsze parametry (wskaźniki) życia ulegają takiemu spadkowi, że człowiek dzisiaj jest a jutro może go nie być na tym świecie, to nie ma się nad czym zastanawiać i rozważanie o negatywnych skutkach przeszczepu jest nie do końca na miejscu bo wtedy nie ma się już nic tak na dobrą sprawę do stracenia a jedynie można stracić wszystko, nie decydując się właśnie na przeszczep. Być może jeszcze musi dużo wody upłynąć zanim zaczniemy postrzegać w przeszczepie płuc szansę dla siebie na życie o lepszej jakości a co więcej szansę na przedłużenie tego życia. Już tyle czasu żyję z tą myślą, że musiałam po prostu dojrzeć do pełnego przekonania, że to absolut w moim życiu i jeśli chcę żyć to muszę podjąć ryzyko przeszczepienia płuc i zawalczyć o to z całych sił pokonując obawy i strach. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym nie podjąć decyzji, jak mogłabym sobie to zrobić?! Jest tyle rzeczy, których nigdy bym już nie doświadczyła bo moje płuca są zbyt uszkodzone i nie pracują dobrze. To jest przykre, że taka młoda osoba całe dnie przesiedzi w domu, a co więcej praktycznie w jednym miejscu ale wiecie co? wiem, że kiedy będę mogła dojść wszędzie, poczuję że to już jest jeden z tych powodów, dla których wiedziałam, że dobrze robię decydując się na przeszczep. Nie zwojuję świata bo zawsze będę chora ale wiem, że po przeszczepie ten świat będzie lepszy dla mnie a to już wielkie coś!:)

wtorek, 10 sierpnia 2010

48.

2

3

4

47.

To co wczoraj określałam naprawdę nieźle, dzisiaj zamieniłabym na tak sobie. Takie huśtawki są czymś, do czego musiałam się przyzwyczaić żeby żyć, nie zamartwiając się i nie rozczulać się przesadnie nad sobą bo dzisiaj, czuję się gorzej i to mnie wkurza!, a jutro lepiej więc myśl przewodnia jest taka "byle do przeszczepu się nie dać!". Nie cierpię uczucia, kiedy budzę się rano zmęczona, jakbym zaliczyła nieprzespaną noc. Tego zmęczenia nie powinnam odczuwać, tego rozespania i braku siły na cokolwiek na początku dnia.Chyba tylko my obie, mama i ja wiemy jak to ze mną jest tzn. jak ja się czuję i co ja mogę i dlatego absolutnie się nie dziwię, że panikuje skrycie. Też bym żyła niepokojem o swoje dziecko, które byłoby tak chore. To co widać na wierzchu niekoniecznie jest odbiciem tego co wewnątrz, ale dopóki wygląda się jeszcze przyzwoicie, to przyzwoicie postrzegają cię inni i tego się trzymajmy. Nie wiem na ile jest widać po mnie chorobę ale ja się czuję bardzo chora na każdym kroku. Spakowanie walizki to wysiłek, więc chyba serio ta droga do Wiednia jest już moja. To nie przelewki, to nie żarty, to już 5 miesięcy mija a ja odczuwam to siedzenie, jak na bombie która ma wybuchnąć no i się zacznie, oj zacznie! niech tylko ten telefon zadzwoni!

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

46.

Ups... 45 się skasowało:-D wrrrrrrrrrrrrrrrr
jutro mija 5 miesięcy mojego czekania a ja mam się naprawdę nieźle!

środa, 4 sierpnia 2010

wtorek, 3 sierpnia 2010

43.

Przez ostatnie kilka dni znalazłam sobie szczególne zajęcie. Przeglądanie możliwie dostępnych stron w internecie na temat Wiednia, stało się obsesją. Moim nowym odkryciem jest google map w 3D :) W dzisiejszych czasach nieruszając się z własnego domu, można znaleźć się za jednym kliknięciem, gdziekolwiek tylko się chce. Kiedy tak się naczytam różnych informacji i naoglądam przeróżnych zdjęć i filmów, mam wrażenie, że Wiedeń staje mi się coraz bliższy a lista miejsc, które chciałabym odwiedzić, kiedy niemożliwe stanie się już możliwe rozrasta się:). Siedzę w domu i pozornie nic się nie dzieje. Czas sobie tylko mija dzień za dniem a ja się cieszę, że mam siłę żeby poczytać książkę i posiedzieć przy komputerze. Wydaje się to tak niewiele, ale kiedy człowiek doświadczy już tego, że może brać z życia tylko minimum, wszystko staje się większe. Podobno bedąc w Wiedniu koniecznie trzeba spróbować tortu Sachera i napić się Wienner Melange ( wiedeńskiej kawy), która najlepiej smakuje wypita w jednej z tych cudownych kawiarenek wiedeńskich na rynku. Kto wie, może wypiję tą kawę z Krystianem Herbą ( który śpiewał dla mnie na koncercie w Rzeszowie), który będzie zdobywał w październiku Millenium Tower? ale byłaby miła niespodzianka losu!:)

piątek, 30 lipca 2010

42.

Kiedy w marcu 2009 znalazłam się w AKH i spędziłam tam tylko te kilka godzin podczas konsultacji ( to nic naprzeciw tego, ile czasu dopiero tam spędzę!) wystarczyło, abym całe moje życie obejrzała jak w kalejdoskopie. W Wiedniu, w jednym z najlepszych na świecie ośrodków torakochirurgii dostałam nadzieję i wtedy zaczęła się droga do tego bym zaczęła wierzyć że moje życie może być takie o jakim od zawsze marzyłam i jakiego zazdrościłam zdrowym. Już chyba z każdym dniem od tamtej pory, stawało się dla mnie jasne że marzenia są po to by trzymały nas przy życiu w momentach najtrudniejszych, że bez nich nie da się przetrwać najgorszego bo one trzymają nas na ziemi. Gośka tak często powtarza mi, że jesteśmy wybrane że chyba zaczynam w to wierzyć, bo cóż daje większą siłę niż wiara właśnie?

wtorek, 27 lipca 2010

poniedziałek, 26 lipca 2010

40.

Dzisiaj byłam w Wiedniu myślami bardziej niż kiedy kolwiek dotąd. Kiedy sama o tym myślę, kiedy myślę z mamą czy gadam o tym w kółko rozmawiając z innymi to jedno, ale przeżywanie tego z Gosią to zupełnie inna sprawa. Gosia jest w powrotnej drodze do domu a ja naładowana taką dawką emocji, że aż w głowie huczy! Prawdą jest, że cokolwiek tutaj nie napiszę na gorąco, będzie bez sensu ( Gosia to Twoje bez sensu!:). Pewnie za kilka dni wpiszę ten dzień w te pt. najbardziej nieprawdopodobne, by mogły się wydarzyć i przysięgam, że gdyby nie te kilka zdjęć ( nie pokażę ich haha!) pomyślałabym, że to było snem. Kiedy człowiek już się przyzwyczai, że nic nie może go zaskoczyć bo każdy kolejny dzień jest odbiciem poprzedniego, kiedy tak mocno zakradnie się rutyna i schemat w codzienność aż do szpiku kości, kiedy przywykniemy do tego że tak już musi być, to w chwili gdy ktoś lub coś to zburzy, to właśnie wtedy dociera do mnie, że Rena przecież niczego w życiu nie możesz być do końca w stu procentach pewna! i to jest właśnie fantastyczne w życiu, że przynosi niespodzianki tak miłe, kiedy najmniej albo wcale, się ich spodziewamy. Życie to płynąca rzeka, to banał rzeczywiście a ludzie mogą tak wiele, jeśli tylko czegoś bardzo pragną. Mogą płynąć nurtem tej rzeki a nie tylko pod prąd. Ciągle coś musi się zmieniać. Coś musisz stracić żeby w to miejsce coś innego zyskać i chociaż nie zawsze możemy to pojmować do końca, dlaczego tak się dzieje bo tak wiele przecież, nie jesteśmy w stanie ogarnąć z tego świata, to wreszcie rozumiemy, że wszystko ma swój cel, swój czas i swoje miejsce. I że są też ludzie , którzy na zawsze mają specjalną miejscówkę w naszym sercu, choćby nie wiem co i nie wiem ile się wydarzyło i że nigdy nie wiesz kiedy wpadną do ciebie z szampanem pijąc po prostu za wszystko, co nazywamy życiem. Jestem mega zmęczona.

sobota, 24 lipca 2010

środa, 21 lipca 2010

38. URODZINY!!:)



Jeden dzień po urodzinach chyba nie czyni nas jakoś wyjątkowo starszymi?;)przynajmniej ja nie czuję dosadnej różnicy:) Dobiłam dychy haha!! to znaczy skończyłam 28 lat wczoraj ale 2+8=10 więc dycha(tak sobie to wymyśliłam numerologicznie!) bo za rok - my God!znowu będzie o rok więcej:-D Mam nadzieje, że do trzydziestki moje życie się wyprostuje, daje sobie NA WSZYSTKO ( za dużo by pisać co znaczy to wszystko!) dwa lata, więc musi się udać! ( wliczam w ten czas przeszczep i wszystko to co po nim)
Ostatnie urodziny i każdy kolejny dzień po nich, z moimi starociami (płucami!). Dziwne uczucie przeżywać cokolwiek, przeliczając to na ostatni raz a robię tak od kiedy tylko znalazłam się na liście do przeszczepu. Ostatni Sylwester, ostatnie lato, ostatnie moje urodziny, ostatni pobyt w Rabce (aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!) jak gdybym wiedziała, że mam umrzeć a ja przecież pogrzebię tylko stare płuca, które dają mi mocno w dupę:-D!

poniedziałek, 19 lipca 2010

37.

Drugie popołudnie przesypiam a śni mi się groch z kapustą. Ochłodziło się, można odetchnąć ale mi wcale nie jest lżej oddychać. Dużo wilgoci z powodu deszczu albo od morza idealnie mi pasuje z upalnym, gorącym powietrzem to wtedy jest extra ale jak zaczynają padać deszcze u nas i atmosfera się znacznie wychładza a ja spędzam cały dzień w domu, do tego śpiąc wcale nie czuje się lepiej. Wszyscy oddychają z ulgą a ja raczej nie. Jak zwykle ja na opak. Durny odmieniec;). Cholera czy to jesień się zbliża? na szczęście jeszcze nie, za dwa dni wróci lato.

niedziela, 18 lipca 2010

36.

Czekanie wcale nie jest takie "zabawne". Na cokolwiek byś człowieku nie czekał, czas będzie się dłużył okrutnie a jeśli czeka się na coś, co ma zmienić twoje życie, obrócić je o 180 stopni to po pierwsze nie możesz się tego doczekać i czas staje się twoim przeciwnikiem momentami nie do pokonania, po drugie tysiące razy masz ochotę stanąć i nie iść dalej. Gdy zbyt długo zastanawiamy się nad podjęciem jakiejś decyzji to w końcu rezygnujemy z jej podjęcia a ja przecież nie mam takiej opcji bo tutaj trzeba wytrwać. Są takie chwile, kiedy chciałbyś żeby wszystko nabrało podwójnego tępa i wreszcie zaczęło się dziać co ma się dziać albo wręcz przeciwnie, chciałoby się zdublować każdą przemijającą chwilę, godzinę, dzień, miesiąc... trudne się staje to czekanie, kiedy życie tu i teraz przemieniasz i całkowicie oddajesz się czekaniu bo jakby ma się świadomość szastania chwilą. Cokolwiek nie robię, choćby najbanalniejszego... gdy mam siłę na cokolwiek staram się to doceniać i nie wybiegać w przyszłość myśląc sobie Rena opanuj się, zanim będzie ten przeszczep ty żyjesz dzisiaj więc wykorzystuj ten czas najlepiej jak się da w takiej sytuacji w jakiej jesteś. Za często chyba gadam sama ze sobą ale to pomaga. Wiecie co? to jest trudne bo serce, dusza i ciało wyrywa się naprzód, ma tyle marzeń, pragnień niespełnionych, ma dosyć tego siedzenia w miejscu i czekania. Łzy same napływają... płacz głupia płacz!!!! To tłumaczenie jak dziecku żeby było grzeczne, kiedy jego tak rozpiera wewnętrzna energia.
Moje czekanie ciągnie się niemiłosiernie dostarczając mi niemałych historii pt. od paniczna karuzela strachu do ogarniającej radości z jedynej szansy na tak wiele jeszcze w moim życiu co może się wydarzyć, to nadzieja która nie umiera daje mi siłę. To wszystko trzeba tak pomału trawić w środku, dojrzewać i godzić się na to co przynosi każdy dzień. W tym kołowrotku trzeba się pilnować żeby wiatr za mocno nie wiał prosto w oczy, trzeba się połapać w tym, że nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej i nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. No cóż, moje życie to nie dolce vita.

środa, 14 lipca 2010

35.

Kiedy przez całe swoje życie wykonujesz tą samą czynność, może się ona uprzykszyć. Nie, to wcale nie jak na przykład codzienne mycie zębów, chociaż inhalacje w moim przypadku powinnam podciągnąć pod takie czynności, oczywiste bez których nie da się żyć... ba! bo nie da i teraz doskonale o tym wiem. Rano i wieczór odpokutuję swoje przy inhalatorze. Oby wytrwale i systematycznie. Bez fuszerki! dokładnie. Nawet jeśli kiedyś olewałam i odpuszczałam sobie systematyczność w tym zakresie to wcale nie żałuję. Tyle mojego wtedy a dzisiaj? byleby do przeszczepu! no właśnie przecież 10 lipca przeszły 4 miesiące jak czekam a ja to przeskoczyłam, zupełnie o tym nie myśląc i git majonez;)

34.

Dzień dobry o poranku, dzień dobry inhalatorze i komórko, dzień dobry wszystkim;) tak się zastanowić, to prosta do szaleństwa. Oszaleć można i zidiocieć równocześnie. Słowo daję, jak pomyślę o życiu to ogarnia mnie przerażenie bo co ja tak naprawdę o nim wiem poza tym, że mam muko;)???? człowiek musi się rozwijać, poznawać świat ( a podróże kształcą najbardziej, ładnie się ubrać i wyjść do ludzi i na przeciw ludziom bo jeśli siedzi tylko w domu 24/h to nie ma siły- tępieje, dziczeje, starzeje się głupi i samotny i nie pomoże żadna książka:)tak właśnie, oczytała się i plecie, zmyśla bo tylko to wie co przeczyta:) a propo starzenia to za kilka dni będę miała już tak blisko trzydziestki, że rozpacz a może Hm.... nie? popatrzę na to z innej strony bo w końcu mam muko czy nie mam i mam prawie 30 lat!? hahaha. I czego ja się dorobiłam? wszystko jeszcze w rozsypce, jak klocki lego nieposkładane z brakującymi elementami... praca, pieniądze, mąż, dzieci...i zdrowie. To już wiadomo czego mi życzyć;)w kolejności przypadkowej. Chyba najtrudniej ubrać się w uśmiech...)

wtorek, 13 lipca 2010

niedziela, 11 lipca 2010

32.

żeby nie było to moje nogi... ach te nogi;)






31.

Samochód kupiłem. Ale coś jeździć nie chce...
- Ile dałeś?
-1800 złotych.
-Za 1800 zeta, to ja lodówkę kupiłem. Też nie chce jeździć...

Więcej... http://www.kretyn.com

30.

Lato w pełni. Naprzemiennie słońce, duszno, upalnie ale zachwalam;). Po tylu miesiącach spędzonych w czterech ścianach, to rozkosz przebywać poza domem bez względu na wszystko co nie nazwałby nikt komfortem:) Z książką fajnie jest w łóżku ale jeszcze fajniej na huśtawce! Non stop sobie powtarzam, nie marudź, nie marudź, nie narzekaj! trzymaj fason! w zeszłe lato tak schorowana na maxa, nie pomyślałabym że to lato będzie dla mnie łaskawsze i chociaż to zewnętrzne pozory, jednak wcale nie jestem zdrowsza, jak gdyby ktoś mógł ocenić po wyglądzie i moich opalonych nogach:)Z resztą tak wiele się wydarzyło od tamtego roku aż do miejsca dzisiaj, że czasami w pewne obroty sytuacji trudno wierzyć. Może jestem silniejsza? chyba właśnie tak bym siebie widziała bo na pewno nie zdrowsza a już na pewno moje FEV1 na to nie wskazuje jeśli się tego uczepić.

piątek, 9 lipca 2010

29.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

czwartek, 8 lipca 2010

28.

Stworzona do leniuchowania? księżniczka się znalazła! już sama nie pamiętam, gdzie kończy się u mnie natura leniwca a zaczyna choroba ze swoimi ograniczeniami. Ta granica stała się niejawna już dawno. Przerobiona zostałam, trudno się połapać;) No dobra nie marudzę! :) ale spytać się wolno przecież... tylko ileż tak można???? jak długo można przesiedzieć po całych dniach nie robiąc nic i nie zwariować? a no można jak widać dosyć długo,póki dupa niezaboli;) Jeśli trzeba bo jak mus to mus i nie przeskoczysz tego....





środa, 7 lipca 2010

27.




Śniła mi się wczoraj w nocy Rabka...stary pawilon VI, mnóstwo osób, których już nie ma, Doktor. Widziałam ich wszystkich we śnie i siebie na jednym z łóżek. Dziwne uczucie. Obudziłam się z bólem gardła, jakby ten kaszel, który mnie męczył nie był tylko częścią snu. Skąd to się wszystko bierze? żebym jeszcze chociaż myślała o tamtym miejscu? podświadomość jest bardzo sprytna.
Wygrzebałam jakieś zdjęcia. Mam takich bardzo mało. Nie lubię siebie w takiej "oprawie" a jednak, to większa część mojego życia niestety...

wtorek, 6 lipca 2010

26.





śniadanie, obiad, kolacja? podwieczorek;)

poniedziałek, 5 lipca 2010

25.

Dostałam maila z AKH oczywiście po ang. Zanim zczaiłam o co kaman byłam bliska zawału, chyba;)siedziałam przy komputerze i sprawdziłam pocztę, co z resztą robię kilka razy w ciągu dnia czasami ale takiej wiadomości się nie spodziewałam.
Moja deklaracja o tym, że jestem ubezpieczona i w ramach tego ubezpieczenia zdrowotnego zostaną pokryte koszty mojej operacji, dobiegła mety- ważność skończyła się z dniem ostatniego czerwca i o tym zostałam poinformowana przez p. Koordynator. To nie problem bo NFZ przedłużył mi ten dokument o następny rok i jutro zostanie przefaksowany do Wiednia, jednak zanim pokapowałam w czym rzecz zdążyłam złapać konkretnego pietra. Jezuuu co się stało, że piszą do mnie z Wiednia? już wiem co się stało i mogę spać spokojnie.Czyli o mnie myślą a napewno jeśli chodzi o kwestię finansową. Tego mogę być pewna w stu procentach. Jeśli nie otrzymaliby tego dokumentu byłabym skreślona z listy oczekujących. Taki stresik na dobranoc zupełnie niespodziewany. Strach się bać co będzie się działo ze mną gdy zadzwoni telefon?! cokolwiek bym sobie nie obmyśliła i na cokolwiek się nie przygotowała, to napewno rozminie się to z rzeczywistością. O ile idziesz? zakład? ;)

niedziela, 4 lipca 2010

24.

"Przyjaźń po wygaśnięciu miłości to jak dym po pożarze." M.Samozwaniec.

Może i słuszne porównanie... Hm... nie wiem.

piątek, 2 lipca 2010

23.

"Z listu do kogoś, kto przeżył poważną operację...
Poszukaj w sobie innej twardości. Tak jak psy, które załatwiają się zawsze w tym samym miejscu, tak i my wracamy ciągle do tych samych własnych mocnych (i słabych) stron, ilekroć stajemy wobec nowych problemów i usiłujemy je przezwyciężyć. Ale ty nie jesteś już osobą sprzed choroby, sprzed operacji. Jesteś teraz kimś innym, masz inne siły i słabości, które wzięły się z tego strasznego nieszczęścia. Czy o tym wiesz, czy nie abyś mógł dalej żyć twoje nowe ja wymaga nowego, odmiennego spojrzenia. Jeśli z jakiegoś powodu człowiek nie może zejść po schodach, to zamiast marnować energię na strach związany z tym nowym dla niego ograniczeniem, powinien raczej spożytkować tą energię na poszukanie windy. Zręby twojej osobowości nadal istnieją i będą istnieć ale niektóre jej fragmenty przemieściły się w istotny sposób, który musisz odkryć i wykorzystać. Stare i sprawdzone metody, które pozwoliły ci przejść przez życie, nie mają już zastosowania. Spróbuj się od nich uwolnić a przynajmniej nie przykładaj do nich takiej wagi. Myślę, że gdy to uznasz i zaakceptujesz, wejdziesz na drogę ku nowym siłom"
J.Carroll "Oko dnia"

Jak będzie wyglądała moja droga ku nowym siłom? Bardzo często zastanawiam się nad tym, jaka stanę się po przeszczepie płuc, jak bardzo to zmieni nie tylko moje życie ale i mnie? jak sobie z tym wszystkim poradzę....?????
Książkę pakuję do walizki:)

czwartek, 1 lipca 2010

22.



21.

Jakiś czas do tyłu, czytałam blog o nazwie przywołującej same miłe odczucia- Uwielbienie. Tytuł iście fantastyczny! Wtedy jeszcze tych blogów w sieci nie było aż za i ten, śledziłam z zaciekawieniem urastającym niemalże, do czytania wciągającej powieści akcji. Był po prostu wart czytelnika. Facet, który go pisał zniknął za jakiś niedługi czas i po Uwielbieniu pozostał tylko wątły ślad w mojej pamięci, dobrej chociaż podobno krótkiej:) Jego wpisy czy posty, jak to się teraz nazywa poświęcone były w całości od a do zet Uwielbieniu- kobiecie, co można było się w mig zorientować, że chodziło o kobietę którą na dodatek, musiał szaleńczo kochać. Na to by wskazywał każdy jeden opis zdarzeń w roli głównej, rzecz jasna z Uwielbieniem. Kończył się ripostą tak błyskotliwą, że wywoływał we mnie, nieunikniony uśmiech:)każdy wpis był finezją dobrego stylu i ciekawej fabuły. Nie wiem kto bardziej mnie intrygował, autor blogu czy jego bohaterka. Zapadł mi bądź co bądź w pamięć i co ciekawe, do dzisiaj zdarza mi się pomyśleć o Uwielbieniu nie raz. Pamiętam, że nęciła mnie przeogromna pokusa żeby poznać autora naprawdę, pozostawił po sobie jednak tylko to wspomnienie.Żeby chociaż mógł być tego świadom;) Kim był ten człowiek i czy jest nadal? czy te historie zdarzyły się faktycznie? czy były tylko fantazją piszącego? tego się nigdy nie dowiem.

Pisanie blogów to chyba jakiś trend, zjawisko modowe, które prędzej czy później się znudzi i przejdzie do lamusa? któregoś dnia otworzę przeglądarkę i nie znajdę w sieci ani jednego bloga? czy raczej to niemożliwe bo blog jest takim tworem, który nigdy się nie przeje i zawsze znajdą się chętni do obnażania się w sieci bez wględu na to co piszą, jak piszą i o czym piszą? bo przecież pisać można w zasadzie o wszystkim i byle co nawet jeśli nie trzyma się to kupy.
Ile jest prawdziwości w blogowaniu a ile sztuczności? kreowania czegoś, czego tak na prawdę nie ma? niestylistyczne, niegramatyczne i pełne błędów ortograficznych wpisy wypełniające strony wwww! Gdzie się zaczyna i kończy ta granica ekshibicjonizmu słownego? co wolno a co jest już przesadą w wyrażaniu swoich myśli, uczuć czy opowiadaniu zdarzeń?

Nie wszystko da się upiąć w słowa i puścić w eter internetu. A czytajcie sobie! co mi tam... co autor miał na myśli? wie chyba tylko sam autor i nie pomoże żadna wnikliwa analiza. Kto pozna co jest prawdą a co już nie? skoro czasami ja sama nie rozpoznaję się w tym zwariowanym chaosie. Bycie sobą to takie modne powiedzenie, wyświechtane i nadużyte w świecie pozerów i masek. Prawda lubi się gubić często.
Prześledziłam blog J.Carrolla. Fragmenty z bloga przetłumaczono i Rebis wydał go w formie książki "Oko dnia".Z resztą to wydawnictwo wydało wszystkie książki jakie ukazały się w PL. Przeczytałam bo interesująco facet pisze i sam też jest nietuzinkowy, tak sądzę :)
Spodobał mi się najbardziej jeden fragment, który zacytuję jak go odszukam w książce. Ma związek strikte z poważną operacją....

www.jonathancarroll.com

środa, 30 czerwca 2010

20.

Delektuję się promieniami słońca. Uwielbiam czuć jego ciepło na swojej skórze bo w końcu w każdej chwili,jak się już nasycę wracam do chłodnego pokoju. Taka funkcja pozwala cieszyć się upałem. Dzisiaj jest 40 stopni w słońcu a może już nawet więcej? To zadziwiające, że w takie dni lepiej mi się oddycha niż w dni deszczowe. Od zawsze tak było.

Wiem, że moje dni nie będą różnić się niczym szczególnym od siebie, czasami tą "normalność" na krótkie chwile, zakłóci miły sms od kogoś, kto sobie o mnie przypomniał albo mail od kogoś, z kim nie widziałam się szmat czasu albo listonosz z przesyłką ale to tak mało przecież. Taka zaprogramowana codzienność jest dobijająca bo co może być fascynującego w życiu, które przemija monotonnie z przewidzianym co do szczegółu planem dnia? życie w którym prawie że nic już nie można, tylko się czeka cierpliwie niecierpliwiąc się momentami rozpaczliwie?
a jednak cieszy mnie to że mogę znowu obudzić się rano, że nie najgorzej się czuję i wymyślać sobie wizje swojego życia już "PO".
Nie wiem dlaczego tak jest, że dramatyzujemy najdurniejsze, najbardziej przyziemne zdarzenia kiedy w życiu na prawdę dzieją się też te poważne rzeczy?. Nie wyróżniam się z tłumu choć potrafię je przecież rozróżniać. Sama nakręcam się przypływami strachu, niepokoju,złości a to mi wcale nie pomaga, wręcz przeciwnie. Od taka natura bo co?. Wyrywam się na moment z tych wariacji. Wolę poczytać. Pohuśtać się na huśtawce i łapać promienie słońca bo przecież lato nie trwa cały rok.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

19.

Różne samotności

Przyszedłem ci podziękować
za samotności różne
za taką gdy nie ma nikogo
lub gdy się razem płacze
i taką że niby dobrze
ale zupełnie inaczej
za najbliższą kiedy nic nie wiadomo
i taką że wiem po cichu ale nie powiem nikomu
za taką kiedy się kocha i taką kiedy się wierzy
że szczęście się połamało bo mnie się nie należy
jest samotnością wiadomość
list dworzec pusty milczenie
pieniądz genialnie chory
minuty jak ciężkie kamienie
czas zawsze szczery bo każe iść dalej i prędzej
mogą być nawet nią włosy
których dotknęły ręce
są samotności różne
na ziemi w piekle w niebie
tak rozmaite że jedna
ta co prowadzi do Ciebie

Jan Twardowski

Moje każdego dnia samotności....

18.

Wczorajszy przedsmak letniej pogody narobił apetytu na lato ale nic z tego. Jak na razie to więcej chmur niż słońca. Ja mam wyćwiczoną cierpliwość, poczekam na obiecanki cacanki;)

Przypomniała mi się dzisiaj moja rozmowa z siostrą jakieś trzy-cztery dni po tym jak dostałam wiadomość, że jestem na liście. Takie z życia wzięte:)

-nie dociera do mnie, że jesteś już na tej liście...
- do mnie też jeszcze nie! ale jak byś chciała, żeby do ciebie docierało?
- nie wiem, ale nie dociera.
- nie będzie do ciebie docierać długo. Ja myślę, że nawet jak wrócę z Wiednia z nowymi płucami, będziesz się na mnie patrzyła i nie będziesz dowierzać, że jestem po przeszczepie.
- nie prawda.
- prawda! nie wiem czy do mnie będzie docierać to wszystko co się będzie działo, czy ja uwierzę!? a co dopiero do ciebie. Ty będziesz tutaj. A to ja będę musiała to wszystko przeżyć na własnej skórze! Dla ciebie to będzie jak mój wyjazd do Rabki, tylko trochę dłuższy.Cholernie się boję! nawet ten strach nie dociera do końca do mnie i nie jest w pełni mój! nie potrafię sobie wyobrazić tego, czego mam się bać! co będę musiała przetrwać? ale jak pomyślę o tym, to jestem przerażona.
- to nie myśl.
- łatwo ci mówić!
- no to przecież masz wyjście, nie zgodzić się.
- jasne! i co wtedy? skazać się na śmierć?! przecież dla mnie jest już tylko jedno wyjście zarezerwowane! gdybym stchórzyła to byłaby największa porażka w moim życiu! Ale by było, dzwonią z Wiednia a ja mówię mam w dupie, nigdzie nie jadę! wyobrażasz to sobie?
- nie. nie wyobrażam. Nikt tak chyba nie zrobił, co?
- no nie. Trzeba być szurniętym chyba, żeby tak zrobić.
- ty jesteś!;)
- hahahaha!!!
- napisz na swojej stronie, że jesteś jak bohater tragiczny. Cokolwiek nie wybierzesz to źle;)
- napiszę!

I pamiętam, że napisałam:)))

Miła była ta niedziela. Nigdy nie wiadomo co nas spotka jutro, pojutrze a co dopiero po takim wydarzeniu jak przeszczep płuc, co nie???;)

sobota, 26 czerwca 2010

17.





Chyba każdego dnia najbardziej brakuje mi miłości a reszta braków jakoś ujdzie....
Dzisiejsza ja na fotkach, tak prawie, że z rana:))

piątek, 25 czerwca 2010

16.

Czas ucieka. To dobrze. Odliczam każdy dzień, mama coraz częściej wywołuje wilka z lasu może to Wiedeń dzwoni? komentuje każdy dzwonek komórki:)Uprasowała mi dzisiaj dwie nowe piżamy,rozpinane które czekają na spakowanie do walizki... pakujesz się to może i ja się wreszcie zmobilizuję- mówi. Boję się jak szlak! ale jak to jest jak szlak? no tak właśnie bardzo, nie do opisania! to normalne tłumaczę sobie ale w kółko powtarzam jak bardzo się boję tego, co mnie czeka bo to nie takie hop siup. Nie piszesz o tym, że się boisz- mówi mama. Piszę między wierszami, no dobra no to właśnie napisałam wprost!:) strasznie, panicznie się boję! tylko co to daje? przecież nic, poza tym, że napędzam się strachem i głupimi myślami. A kysz! a sio! poszły z mojej głowy!!!!!
W książkach J.Carrolla jest tak dużo Wiednia. On tam mieszka. Zabiorę jedną z jego książek, może spotkam go gdzieś w jednej z kawiarni, które tak pięknie opisuje? zaraz, jak się ta kawiarnia nazywa.... nie pamiętam!:) spakuję książkę, będę ją nosić ze sobą, może dostanę autograf?:)

Jest kilka dat ważnych dla mnie. Przypominam sobie. 10 marzec 2009 rok bo wtedy na własne oczy zobaczyłam ogromne AKH...moje konsultacje w Wiedniu na TAK- jestem zakwalifikowana chociaż w to nie wierzyłam! hurrrraaaaa a za chwilę przerażenie jak ja dam radę to przetrwać??!!, Boże co to wtedy się działo w mojej głowie!!!!!! Klinika AKH nie może się w żaden sposób równać z tą w Polsce, do której jestem przyzwyczajona od dziecka. A co więcej, szyld naszej kliniki wydaje się śmieszny na tle tego, co kliniką nazywamy, ten malutki obskurny budyneczek to absurd polskiej rzeczywistości. Nasza "trójka".
Po powrocie do domu wielka ulga, że mam to za sobą. Byłam taka zmęczona podróżą, przeżyciami, kontaktem z tamtymi lekarzami, z tamtym miejscem. Dobił mnie całokształt. Przerażenie sięgnęło zenitu! Boże niech oni dadzą mi wszyscy święty spokój! ja nie chcę przeszczepu! czy ja chcę ten przeszczep???takie cierpienia na co komu to?
A potem 24 czerwiec 2009 rok w"świetnej" formie, tak świetnej że konsultacje dr. Wojarskiego z Zabrza oddalają ode mnie wizję Wiednia, przeszczepu, nowego życia. Nie ma sponsora, który zapłaci za prywatny przeszczep, nie mam zgody polskich chirurgów,więc nie mogę starać się o środki z NFZ, wyzdrowiałam czy co? tylko pozornie! bo dlaczego wciąż czułam się coraz słabsza i coraz mniej we mnie było życia?????? To było okropne! choroba uległa regresji? dobre sobie! jednak musiałam wierzyć i ufać słuszności tej decyzji. Nie miałam wyjścia ale jaki rozdźwięk był pomiędzy decyzją z Wiednia a z Zabrza, że można było zgłupieć a pytanie dlaczego? nie znikało z moich myśli. Nie ogarniałam tego absolutnie, nie mogłam zrozumieć. Docierało tylko do mnie to, że wszystko rozchodzi się o pieniądze bo przecież pieniądze podatników trzeba wydać rozsądnie! wrrrrrrrrrrrr......Przeszczep to nie złoty środek chciałam tłumaczyć sobie. Ok poczekam na swoją kolej. To nie mój czas. Nerwy mnie zżerały. Wybuchałam z byle powodu, płacz na poczekaniu, ogarniał mnie zewsząd bezsens, z trudem przechodziłam kilka kroków, całe dnie leżałam. Miałam o wszystko i do wszystkich pretensje. Nie lubiłam nikogo, nie cierpiałam mojego świata! lato spieprzone! od kilku lat właśnie tamtego lata nic się nie opaliłam! na słońcu czułam się jeszcze gorzej. Depresja? trzeba było coś z tym wreszcie zrobić.
Czekanie okazało się cholernie trudne. Mega trudne, ciężkie i momentami nie do zniesienia. Ach! nie chcę sobie tego przypominać! no i był słodki listopad. Było mi wszystko jedno, że przychodzą jesienne dni ale to właśnie w listopadzie zostałam zakwalifikowana! Pamiętam ten dzień w Rabce. Byłam tak strasznie chora, że ledwo docierało do mnie to co się dzieje ze mną i wokół. Miałam ciężką grypę. Najważniejsze było tylko jedno- móc jakoś oddychać i przenieść się wreszcie do izolatki żebym mogła się wykąpać, odpocząć, wyspać bo leżałam na dużej sali, gdzie każdy ostentacyjnie mógł włazić. Listopad to mój znienawidzony miesiąc. I nie ważne, że w tym miesiącu są moje imieniny- ten jeden dzień nie czyni tego miesiąca lepszym. Tylko, ze teraz do dnia imienin dodam dzień ponownych konsultacji, tym razem decyzja TAK to jak drugie imieniny, może urodziny? Pamiętam co wtedy powiedziałam, jak Doktor przyszedł do mnie i pokazał mi decyzję Doktora z Zabrza. Niech sobie to teraz w d**** wsadzi!- powiedziałam tak strasznie chora i wściekła. To była potworna infekcja ale dałam radę. Wróciłam do domu. I niech mi teraz ktoś powie, że od nas nic nie zależy to będę się kłócić!
a potem liczyłam dni do świąt Bożego Narodzenia. Pojawiło się wokół mnie mnóstwo Aniołów- ludzi którzy chcieli mi pomóc. Nie do końca był to czas cudowny. Jedni się pojawili za to ktoś inny odszedł... dlaczego?
Spotkałam się z bardzo dużą życzliwością ludzi pracujących w oddziale NFZ. Pani Naczelnik bardzo przejęła się "tą sprawą". Chciała załatwić wszystko szybko i jak należy. Jeszcze w grudniu 2009 wiedziałam, że NFZ zapłaci za mój przeszczep. Musiałam uporać się w myślach ze śmiercią Pauliny P, która zaczęła razem ze mną tą samą drogę. Odliczałam dni do dnia ,kiedy przeleją pieniądze do Kliniki w Wiedniu. Na samym początku stycznia pieniądze znalazły się na koncie AKH. i znowu oczekiwanie. No kiedy zostanę umieszczona na aktywnej liście do przeszczepu? za pasem już prawie mijał rok od konsultacji w Wiedniu!!!!! No i 10 marzec 2010! nie mogło być inaczej! dostaję maila od Doktora z załącznikiem. Jestem na liście! Odejście Igi. To też musiałam przeżyć. Pogodzić się i jakoś to sobie wytłumaczyć. Retransplantacja się nie przyjęła. Pi pierwszym przeszczepie Igi, nie udało mi się z nią spotkać. Nie wiem czy żałuję chociaż często o tym myślę....
Niedługo będzie cztery miesiące jak czekam. Zaczęłam pakować walizkę. Czy przestrzegam zaleceń Doktora? nie wiem. Czasami brakuje na to wszystko sił ale wiem, że mi się to uda. Już tyle razy zwątpiłam ale jestem tak daleko, że przyrzekłam sobie nie mogę zwiać! nie może być po prostu źle bo ja mam żyć i koniec. Pamiętam, do przeszczepu muszę doczekać i to w jak najlepszej formie. I muszę liczyć się z ok. 12 miesiącami oczekiwania. Ten czas jest cholernie trudny. Żyję rozdarta pomiędzy tu i teraz a tym i potem...
bo co tak na prawdę mnie czeka? przecież tego nie wiem.

środa, 23 czerwca 2010

15.

Rzadko się zdarza, że jestem sama w domu ale się zdarzy. Bycie samą w domu, połączone z odczuwaniem samotności to mieszanka... Bycie samym a bycie samotnym to dwa różne stany ale jako duet to mało komfortowe. Gdy byłam mała i rodzice zostawiali mnie samą w domu, czułam się z tego powodu taka dorosła. Poczucie samotności gdy samym się nie jest w sensie obecności innych, to zupełnie co innego. Tylko co gorsze? bycie samotnym pośród ludzi (i to najbliższych czasami?) czy bycie samym w pustym domu? wydaje się to proste.

Wyszłam na huśtawkę przed dom, moje miejsce jak zaklepane. Nie cierpię wiatru! niby słonecznie ale ten wiatr psuje całą paradę. Wietrzysko przywołujące na myśl jesienną szarugę. Tylko głowa mnie rozbolała i tyle dobrego z tego wynikło. Chciałam się przekonać na własnej skórze, jak jest ciepło na dworze bo przez okno lato. Przecież to czerwiec!
Zaczęłam czytać następną książkę. Kupiłam ją dla odmiany nie w katalogu sprzedaży wysyłkowej. Człowiek nie dostrzega, ile przyjemności może sprawić kupowanie książki w księgarni, dopóki bez problemu może do niej po prostu iść. Może nawet co niektórzy stwierdzą, że to zbędne wydawanie pieniędzy, przecież można jeśli już pójść do biblioteki, która wcale nie jest aż tak kiepsko zaopatrzona bo przecież Urząd Miasta dba o rozwój intelektualny i duchowy swoich mieszkańców;) Kupowanie czegokolwiek, często męczący obowiązek w codzienności każdego człowieka, nie lubimy przecież super marketów, źle oznakowanych towarów, kolejek do kasy, niedziałających czytników kart, tłocznych przymierzalni, wygórowanych cen, niesympatycznych kasjerek i pań zza lady, braku miejsca na parkingu itd. dopóki wyjście do sklepu, nie stanie się taką rzadkością jak wygrana w totka;) Za każdym razem jak kupuję coś na allegro czy w e-sklepach myślę jak dobrze, że żyję w takich czasach, w których nawet mydło można kupić nie wychodząc z domu ale kiedy zdarzy mi się być w normalnym sklepie, nie tym zza ekranu mojego laptopa, myślę o tym, jak bardzo choroba może ograniczać funkcjonowanie człowieka i zawężać jego świat do ścian własnego domu i jak bardzo człowiek nie docenia tego co może, traktując życie, jego banalność jak bzdurę bo jak nazwać kupienie książki w księgarni jak nie bzdurą właśnie?, czymś tak mało znaczącym w natłoku wydarzeń i spraw do załatwienia każdego dnia?

wtorek, 22 czerwca 2010

14.

Ponad 100 000 egzemplarzy sprzedanych książek w Polsce,cztery tytuły przetłumaczone na nasz język i te cztery właśnie przeczytałam, mam na myśli książki Emily Giffin bo właśnie skończyłam czytać "100 dni po ślubie" Tytuł mało podniecający, wiem i chociaż tematem jej książek jest zawsze( nie wiem czy słowo zawsze jest odpowiednie skoro przeczytałam tylko cztery książki) miłość, temat który w takiej literaturze kobiecej może zostać sprowadzony do trywialności kiczowatego harlekinu, gdzie zawsze love story musi kończyć się happy endem bo jakże by inaczej?! to jednak, w książkach Giffin jest coś takiego, co powoduje, że zaczynam tęsknić za tą książkową miłością, uruchamiając i nakręcając swoją wyobraźnię, chyba tak, jakby zatęskniła większość tej żeńskiej części naszej ziemi, bez względu na stan cywilny i status posiadania faceta:)i po trochę też, przywołuję przeróżne wspomnienia chwil, których opisanie i ubranie w odpowiednie słowa ( bo pewnie to w tym rzecz!)przyniosłoby mi może nie mniejszą popularność;)... To na pewno książki, których nie ustawiłabym absolutnie, na półce w szeregu z tanim romansidłem, napisanym bez polotu i głębszej refleksji, przez kogoś kto nadaje sobie tytuł pisarza po wydaniu jedynej w swoim życiu kiczowatej powieściny, no ale nie ważne i mniejsza z tym.
Tak sobie myślę, że chociaż w moim życiu,jak do tej pory nie zabrakło wzlotów i upadków serca a upadki na pewno były podszyte jeśli nie jawnym to ukrytym motywem mojej choroby, która zawsze musiała coś spieprzyć ( albo tylko to ja tak to postrzegam?!) tak czy siak, znalezienie odpowiedniego faceta, który będzie mnie kochał do grobowej deski,okazuje się być trudniejsze niż cokolwiek innego:-D W myśl filozofii bierz co jest a później pomyślisz co z tym zrobić, nie jestem raczej stworzona "działać" a jeśli nawet mi się to zdarzyło (bo może zdarzyło!) to skończyło się zanim pomyślałam co z tym zrobić hahahaha...
Jest mnóstwo sytuacji, kiedy zrozumienie motywów postępowania drugiego człowieka upraszcza nam swoje własne życie ale nie należy do nich raczej sytuacja rozstania się z facetem, który odchodzi w siną dal. Najtrudniejsza jest ta lodowata i kłująca wściekłość na siebie samą, że nie odeszło się jako pierwsza ale to tylko na samym początku bo z perspektywy czasu wszystko nabiera innych kształtów... Nie wiem dlaczego tak jest, że jedni żyją w szczęśliwych związkach ( są takie??!!) a drudzy przez całe swoje życie albo conajmniej większość ( ale dla takich samotnych to cała wieczność) chodzą tylko na takie śluby i są świadkami początku ( czy końca?!) a jeszcze inni ( jak ja hahaha) posyłają co jakiś czas ślubne życzenia pocztą..."miłość to suma wyborów, siła zaangażowania, więzi które trzymają nas razem..." czymkolwiek ta miłość nie jest, to chyba każdy człowiek chce ją poczuć bo przecież nie po to zjawia się na świecie żeby sam dla siebie kwiaty rwał... chociaż to też może być miłe;)
A tak na marginesie, to chyba przeczytałam już od początku tego roku więcej książek niż przez całe swoje wcześniejsze życie:-D ale to dobrze bo chyba tylko ta książka jest w stanie zapełniać pustki każdego dnia i poczucie nic nie robienia w uciekającym moim czasie, który musi uciekać bym mogła to przetrwać i potem dalej żyć. Jakoś trzeba sobie to tłumaczyć. Tylko żebym tak nie czytała tych swoich książek i nie śniła o miłości do czterdziestki bo potem olaboga stara jestem i na hura biorę co jest!!!!;) Czy ja już na prawdę jestem skazana na niepowodzenia nawet i w tej materii życia? nie dość, że zdrowia nie mam!?? a może właśnie też dlatego że i zdrowia nie mam? oby nie:)

niedziela, 20 czerwca 2010

13.

wyborowo bo wybory prezydenckie:)









Człowiek już tak chyba ma, że czasami nie potrzebne są jakieś szczególne powody do tego, żeby wstać lewą nogą i mieć po prostu od tak, zły humor. Kiepskiej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy? podobno:) Czasami też jest zupełnie odwrotnie. Powodów do zepsucia nastroju, mogłabym wyliczać przez cały dzień a gdzieś to samopoczucie jest odporne i nie daje się twardo. Tą opcję zdecydowanie wolę. Tak właśnie dzisiaj poczułam się z rana, obudziłam się w nie najgorszym nastroju i postanowiłam tak dotrwać do wieczora. Dzień jak co dzień pomyślałam włączając inhalator. Trochę deszczowo i ponuro i trochę jakby na złość bo gdy ja przestałam brać antybiotyk i mogłabym nie uciekać przed słońcem, to właśnie to słońce, uciekło przede mną! wrrrrrrr!!!! jasna złośliwość!!!
Każdego dnia chyba nauczyłam się już porównywać jak mi się oddycha, jak oddychało wczoraj, przedwczoraj i tydzień temu. Jakie jest powietrze i czy to jego wina, że jest mi ciężej. Co mogłam wczoraj a czego nie mogę dzisiaj i tak dalej. Najłatwiej i najprościej jest wytłumaczyć sobie wszystko pogodą, temperaturą, wilgotnością etc. tak dla wewnętrznego uspokojenia, że to tylko ten gorszy dzień ale to normalka, nic się złego nie dzieje i jutro wróci do normy, mojej normy. Czasami wariuję pod tym względem, nie chcę żeby muko mną rządziło i dyktowało mój stan fizycznego i psychicznego samopoczucia ale tak się niestety często już dzieje. Chcę wypierać z moich myśli faktycznie to w jakim stanie zdrowia jestem oszukując samą siebie bo to pomaga ale jak tylko zaczyna się coś dziać, niepokoję się i myślę Boże pozwól mi doczekać do przeszczepu w takim stanie, żebym nie musiała aż tak bardzo jeszcze cierpieć,przecież wiesz jaka okropna się robię jak cierpię! chociaż moja wiara jest chwiejna, byle jaka i wątpiąca to często w myślach zwracam się do Boga. To o czymś świadczy?

Kto wygra wybory prezydenckie??? ja byłam zagłosować! a na kogo? nie napiszę:) nie znam się na polityce i się wstydzę tego! nudzi mnie to i irytuje i co na to poradzę?!;)mój kandydat ma nikłe szanse ale ja jestem lewicowa czytaj. lewo-ręczna;) i otwarta na ludzi, postawmy na dialog, równość, in vitro dla wszystkich... ło matko! dowód mam? mam, jestem dorosła? jestem więc zagłosowałam haha ....Gretkowska, moja jedna z ulubionych pisarek nie była w stanie zainteresować mnie swoją prozą jak w "Obywatelce" poruszała sprawy strikte polityczne... książki nie doczytałam a to najgorsze przestępstwo zacząć książkę i jej nie przeczytać tylko z drugiej strony, czy warto się męczyć? jak można sięgnąć po inną i zatopić się w lekturze relaksując się?
Głosujcie głosem serca od tak na koniec napiszę i nie przejmujcie się, że za dużo polityki w polityce hm... polityki w literaturze, chciałam napisać:)a prezydentem ktoś i tak będzie i tak:)

piątek, 18 czerwca 2010

12.

A nie pisałam, że w nocy nie mogę spać? zasnęłam wczoraj dopiero dobrze po 03 w nocy. Chyba już wtedy w momencie bo więcej grzechów nie pamiętam;)spojrzałam na zegarek w komórce i przytuliłam się do poduszki, zasnęłam. W odtwarzaczu Katie Melua. Lubię moje łóżko. To łóżko wielu wspomnień ale postanowiłam sobie, że po przeszczepie go wywalam. Zmieniam na nowe! bez sentymentów. Wreszcie i nareszcie usnęłam a na dzień dobry inhalacja! Boli mnie od rana głowa ale to już mała dolegliwość dnia prawie że codziennego, którą spycham gdzieś na tylne szeregi bardziej dręczących dolegliwości, które mają czelność urozmaicać moje życie. Czasami sobie myślę, że ja chyba urodziłam się właśnie po to żeby być chorą. Taka moja karma. Nie wiem co jest we mnie bardziej chore? moje ciało, moje płuca czy moja dusza i serce? i co jest gorsze w tym wszystkim? a może ten komplet jest po prostu przegięciem i nie do zniesienia?
Piszcie do mnie. Chcę wiedzieć, że życie jest piękne! bo przecież jest....

czwartek, 17 czerwca 2010

11.

Przyklejam sobie etykietkę śpiocha! nie rajcuje mnie ładna pogoda, wolę spać. Trochę szkoda życia na spanie ale jeśli tylko ma to przyśpieszyć mój Wiedeń, to mogłabym przespać całą resztę czasu czekania;-D i najlepiej by było obudzić się z nowymi płucami. Chciałoby się na gotowe, co? a pewnie! Jasne, cudownie jak zdrzemnę się w dzień, leci... ale co potem robić w nocy?????? o to jest pytanie za sto punktów! Nocami jest zawsze najgorzej z wielu powodów. Przejmująca cisza, którą zakłócają poszarpane myśli nie sprzyja wcale regeneracji mózgu i powrócenia sił witalnych na nowy dzień. Poczucie pustki i samotności jest tak dojmujące, że stoi mi jak ość w gardle. Wtedy to można dostać bzika! Do cholery jasnej, kto wymyślił taki stan i nazwał te odczucia?! ale jeszcze lepiej, kto wymyślił te pieprzone inhalacje? dzięki którym żyje, o paradoksie!





Należy mi się medal za systematyczność. Zawzięłam się!!! można? no można! to dlaczego człowiek jest taki leniwy i nie robił tego systematycznie cały czas? może dzisiaj bawiłabym trójkę dzieci, siedziała w garach i prała gacie mężowi ( to tak w skrócie) a nie czekała na przeszczep hahaha;-D

środa, 16 czerwca 2010

10.

Kiedy niemożliwe stanie się możliwe a nawet dokonane? trzeba mieć na prawdę do takiego życia niewyczerpujące się pokłady cierpliwości i wytrwałości. Łeb puchnie od natłoku myśli!!!! takie w koło Macieju, ecie plecie, trele morele każdego dnia, że już wystarczająco się odechciewa. Smęcę się po domu. Tu posiedzę, tam poleżę, zasnę, wstanę, zjem, inhalacja itd itp. Codzienna szarpanina z muko i na nic więcej już liczyć nie mogę.
Boli mnie brzuch. Znam ten ból, doskonale zorientowana jestem w bólu i to nie ze słyszenia. Zawsze coś a ja tak nie chcę!!!!!!!!

poniedziałek, 14 czerwca 2010

9.

Różowo mi dzisiaj było i zimno ( się zrobiło)! Ze skrajności w skrajność, pogoda ta paskuda w tym roku! z dnia na dzień tak się zmienia, nieładnie tak szarpać nerwy chorym ludziom!:) Popołudnie przespałam a królową w nocy będę:)i okazja bycia najładniejszą bo gdy wszyscy śpią;) Pogmatwane, popiętrolone to wszystko w tym moim C...F...życiu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kiedy to dojdzie do normalności i jakiegoś ładu i porządku?! rutyna doprowadza mnie do szału! wszystko staje się syzyfową robotą, w kółko pod górę to samo dzień za dniem i od nowa i od nowa i od nowa....na nowo:)
Dziwne to życie... eh....















:)))))) różowo i już!;)

niedziela, 13 czerwca 2010

8.







I tak można ze mną coś zaplanować. Zamiast wycieczki z Elą i jej mężem, zostałam w domu, właściwie to przed domem ( bo pogoda rewelacja!) z książką, moim dobrym przyjacielem:)byle do przeszczepu!!!!:)


Hm.....
no i koniec niedzielnej laby,
inhalacja wzywa......................
szlak!

7.

Niedziela, znowu niedziela:) wszystko kręci się tak szybko a niby monotonia. Nie wiem czy życie nabrało takiego tępa w ogóle, czy tylko ja mam takie odczucie?. Nie lubię weekendów bo są nudne, nie lubię dni w tygodniu bo każdy ma jakieś obowiązki, tylko ja się obijam 24 h na dobę przez 7 dni w tygodniu, jestem od parady po prostu;-D wrrrrrrr! no cóż, każdy od czegoś jest:) To takie frustrujące! mam 27 lat a żyję jak nastolatka, mała córeczka mamusi:-D, no kiedy ja wreszcie wydorośleję????!!!!!i znajdę se chłopa :)Gdyby ten chłop był wyznacznikiem dorosłości jeszcze hahahahaha.... już wolałabym postawić na pracę, własne mieszkanie i takie tam:) Ale dobra, ja nie mam nic póki co! no załamać się można!;)
Z upału zrobiło się 20 stopni. Była burza a po burzy wcale nie wyszło słońce bo była już noc:) Wszyscy głębiej oddychają dzisiaj, ja chyba też, chociaż to ja właśnie jestem ostatnią osobą, która narzeka, że duszno. Dziwne, prawda?! nie ma to jak prawdziwa natura człowieka-marudy! W nocy był hard... wyłączyli nam prąd i moje pudło zrobiło alarm na cały dom! kurde, przespałam pierwszą od kilkunastu...hm i dziesięciu miesięcy , noc bez tlenu. Koncentrator nie miał zasilania. Od razu sobie pomyślałam co by było, gdybym nie mogła się bez niego obejść? Pewnie kierunek hospital Staszów i zawał tamtejszych lekarzy nie licząc mojego wkurwienia;) cipro mi pomaga, czuję się lepiej ale co by było gdyby? aż strach się bać!:) bądź co bądź żyję, nie umarłam:) ale fakt faktem wstałam z bólem głowy, wspomnieniem idiotycznych snów i saturacją 80%. To i tak powód do radości! W różnych momentach zaostrzeń moja saturacja i to na tlenie oscylowała w granicy 60-80! jestem zdrowa, czy co??????????;) całkiem fajnie by bylo:-D

sobota, 12 czerwca 2010

6.

Jest upalnie, ale fajnie:-D pewnie będzie burza!!!

W moim domu jest super, w pokoju jeszcze bardziej:) to błogosławieństwo mieszkać w tak dużym pokoju na zachód, ( mam śliczne widoki zachodu słońca z okna a w połączeniu z pomarańczowymi zasłonkami, daje to efekt niesamowicie przepięknego blasku)wyjątkowo latem. Może właśnie dlatego, nie jęczę, że jest taki upał. Reszta domowników zrzędzi i narzeka ( nie tylko na upał!)a ja mam full comfort i siedzę sobie grzecznie;).Moje płuca są mi wdzięczne, że oddychają w takich warunkach. Słońce nie budzi mnie z samego rana i to jest plusem, pozwala mi pospać i zadecydować o tym, kiedy sama wstanę. Jedynie co może zakłócić mi poranne sny to brzęczące muchy, które na prawdę potrafią wkurzyć! już nawet te wredne, kąśliwe komary nie są aż tak upierdliwe, chociaż w tym roku, pewnie z powodu powodzi, jest ich tak dużo, że gryzą nawet i mnie w dupę i gdzie się tylko da. Są już tak zdesperowane, że piją nawet moją chemiczną krew. A niech piją, to szybciej zdechną:)
To się chyba nigdy nie zmieni, zawsze będę kochała słońce. Do szczęścia brakuje mi plaży, morza i miłości:) no dobra i zdrowia ale to już wiadomo i rzecz oczywista.

Zdjęcia znad morza. Chłopy 2006 - w tym roku byłam ostatni raz nad morzem. To był turnus rehabilitacyjny organizowany dla chorych na CF przez fundację MATIO z Krakowa. Właśnie, ale to już było:)

fot.1. wschód słońca- wyk. R.Siemiński:)
fot.2. od lewej Edzia, Karola W (św.pamięci) i ja:)
fot.3. to tylko ja:))))



piątek, 11 czerwca 2010

5.

Przygnębienie niczym niszczycielska fala dopada mnie wieczorami. To nie jest sprawiedliwe, że tak to wszystko wygląda. Uwielbiam wieczory ale nie samotne. Ciemnieje na dworze i w mojej głowie równolegle ciemnieją pozytywne wibracje,które ściągam do siebie w ciągu dnia. Ciężko nad tym pracuję żeby odciągać od siebie to co złe a zapełniać myśli tym co dobre. Apogeum nadchodzi gdy wszyscy już w domu śpią a ja słyszę zza drzwi mojego pokoju przytłumiony szum koncentratora tlenu i właśnie jest mi najtrudniej. Zastanawiam się wtedy, ile jest na świecie ludzi, którzy nie mogą spać z różnych przyczyn i tak samo jak ja czekają...na coś, co ma się wydarzyć i odmienić ich życie, właśnie tak jak moje. Przywykłam do tego, że muszę włączać to pieprzone pudło co noc! Tłumaczę sobie, że to tylko noc bo w dzień daję radę funkcjonować oddychając sama. Nauczyłam się siedzieć, robić wszystko wolno, planować każdy wysiłek tak, żeby się nie przeforsować. To jeszcze pół biedy. Zgodziłabym się już nawet na dożywotnie spanie pod tlenem jeśli ktoś dałby mi gwarancję, że moja choroba nie będzie szalała i nie będzie robiła ze mną co chce skazując mnie na systematyczne godzenie się z coraz to większymi ograniczeniami. Każdego dnia wmawiam sobie, że jakoś to jest i nawet nie aż tak byle jak. Nie wybiegam do przodu,dzisiaj biorę antybiotyk, jest dobrze więc żyję dniem dzisiejszym. Strasznie to głupie i przykre uczucie że jutro, pojutrze będzie takie samo. Czuję pustkę dlatego w to miejsce wciskam przeróżne wspomnienia aż wreszcie rozpędzam się, wymyślając swoje życie po przeszczepie... Póki co tylko to mam i tyko to mi pomaga trwać bo inaczej bym chyba powiedziała pas. Jak to ja przywykłam mówić kulka w łeb! Chociaż skóra mi cierpnie na samą myśl o przeszczepie i strasznie się boję przez to wszystko przechodzić, to jednak pragnę tego telefonu z Wiednia jak niczego bardziej na świecie ( na razie!)i chciałabym żeby to się już działo choćby teraz!

czwartek, 10 czerwca 2010

4.

Dzisiaj w zanadrzu grudniowe wspomnienie:)



posłuchaj- kliknij


Za każdym razem, jak oglądam to nagranie w wykonaniu Krystiana i zespołu KRUKI, którzy bardzo mi pomogli, grając specjalnie dla mnie w Rzeszowie, ryczeć mi się chce!a pewnie, gdy będę już po przeszczepie, to dopiero będzie wzruszenie! Pamiętam ten dzień, kiedy Krystian do mnie dzwonił przed koncertem i jak pomyślałam sobie wtedy, matko mi się nie chce z nim rozmawiać! nie wspominam już nawet o tym jaki stres mnie ogarniał bo ja generalnie bardzo się stresuje jak gadam przez telefon! Czułam się jak stara, sfrustrowana, czym tylko się wtedy dało baba i tak wściekła i zła, że nie wyobrażałam sobie tej rozmowy. Kipiał we mnie mix negatywnych emocji! Krystian to tak ciepły, fajny chłopak że w mig zamienił naszą rozmowę w kumpelskie gadanie o wszystkim aż komórka mi się zagrzała i na chwilę nawet się uśmiechnęłam:)W tamtym czasie, w grudniu 2009 jeszcze nie miałam potwierdzenia refundacji przeszczepu przez NFZ, wszystko było patykiem na wodzie pisane. Ja czułam się coraz słabsza, moje płuca ograniczały moją aktywność do maximum, psychika wymagała dopingu farmakologicznego bo sama nie umiałam już sobie z tym wszystkim radzić co działo się w moim życiu na prawie każdej jego płaszczyźnie. W kółko myślałam, co zrobiłam nie tak, dlaczego tyle ciężkich wydarzeń zapisuje się w moim kalendarzu, dlaczego mnie to spotyka, czy fakt choroby nie jest wystarczającym bagażem by zgarbić moje plecy? Brak funduszy na przeszczep dodatkowo osłabiał moją wolę walki i potęgował wszystkie negatywne odczucia i myśli krążące po mojej głowie a miałam ich pełno. W tamtych chwilach, taka pomoc jaką dostałam od tych wszystkich osób dodawała mi wiary, że skoro jest tyle ludzi wokół mnie, pomimo tego, że siedzę w czterech ścianach własnego domu zmagając się z depresją i trudem oddychania, musi wydarzyć się coś dobrego jeszcze. Dlatego jest i będzie ta pomoc dla mnie szczególna.
Dzisiaj na moim subkoncie w ptwm jest ponad 65 tyś zł, ( właśnie spojrzałam na stan subkonta!) te środki będą wykorzystane podczas mojego pobytu w Wiedniu. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA! Zgromadzić 120 tyś euro i to na sam początek, kiedy jest na to tak mało czasu to po prostu nierealne. Każda złotówka wpływająca na moje subkonto stawała się dla mnie cenna i cieszyła. DZIĘKUJĘ KAŻDEMU Z OSOBNA! Stan subkonta- kliknij
"Nadzieja" ten utwór, to wykonanie Krystiana, jest dla mnie bezcenne i ponadczasowe:) Paweł i zespół Kruki, muzycy którzy grali charytatywnie dla mnie, kluby w których odbył się ten koncert i inne a wszystkie osoby zaangażowane to moje Anioły:)

3.

Chańcza wykańcza;-D zdjęcia z wczorajszego popołudniowo-wieczornego spacerku:)a dzisiaj mija 3 miesiąc mojego figurowania na liście w eurotransplancie!!!! yyyuuuuppppiii!!!!!:))))) apropo zdjeć, wolę występować w roli fotografa a nie modelki chociaż i jedno i drugie w moim wydaniu jest bez sensu;)








Kochana Ela, od kiedy się poznałyśmy dzięki www.renata.grasoft.pl robi co może żeby umilić mi czas oczekiwania na Wiedeń, chociaż ja uważam że podjęła się nie łatwego zadania;). Kiedy moje nastawienie tego wymaga (a wymaga często!) przywraca mi wiarę w to, że wszystko będzie dobrze:) Ela i jej mąż są dla mnie bardzo bliskimi osobami ze Staszowa, nie tylko ze względu na niewielką odległość dzielącą nasze domy :-D Oboje mają wielkie, gorące serca:) Buziaki dla was! Internet connecting people;)